Pomożemy Ci

Nie wiem jak długo biegłem. 5 minut? 10 minut? Zatrzymałem się na środku pola i stwierdziłem, że tu na pewno będę bezpieczny. Usiadłem na zimnej, wilgotnej ziemi i przetarłem czoło z potu. Byłem ranny, a ból który czułem w skroniach prawie rozrywał mi czaszkę. Z oczu zaczęły mi płynąć łzy i chociaż starałem się zgrywać twardziela, byłem w rozsypce. Nie mogłem cofnąć się do Jaime, bo w każdej chwili mogli tam wrócić. Nie chciałem niepotrzebnie go narażać bo i tak ma pewnie przeze mnie problemy. To wszystko moja wina.... Sam uparłem się na to auto, więc sam muszę rozwiązać tą sytuację. Rozmyślałem dłuższą chwilę nad możliwymi opcjami, ale w głowie miałem czarną dziurę. Zaczęło dopadać mnie zmęczenie i wiedziałem, że jeżeli chociaż trochę nie odpocznę, nie wpadnę na żadne sensowne wyjście z sytuacji. Rozejrzałem się dookoła i zdałem sobie sprawę, że jestem na totalnym pustkowiu. Wspaniale. Nadal nie miałem telefonu więc nie było mowy o wezwaniu żadnego transportu. Noga bolała mnie coraz bardziej i wiedziałem, że dojście do mieszkania zajmie mi trzy razy dłużej niż było przewidziane. Cholerny Diego... Sytuacji nie ułatwiał również fakt, że musiałem koniecznie pojechać do szpitala, aby ktoś mnie opatrzył. Podparłem się na łokciach i spróbowałem wstać. Wymagało to z mojej strony trochę gimnastyki ale chwile później kierowałem się już w kierunku miasta. Tak jak myślałem było to nie lada wyzwanie, ale po paru godzinach byłem pod swoim mieszkaniem. To co tam zastałem przeszło moje oczekiwania. Wszędzie walały się różne papiery i dokumenty. Rozwalony stół, przewrócona komoda i książki na podłodze wskazywały na to, że Diego mnie szukał. Nie zdążyłem zadomowić się na dobre a usłyszałem dzwonek do drzwi. Serce zaczęło mi szybciej bić, a na moim czole znowu pojawiły się krople potu. Ale ze mnie głupiec. To oczywiste, że ludzie Diego mnie szukają, a pierwsze miejsce w którym mogliby mnie znaleźć było przecież moje mieszkanie. Podszedłem powoli do drzwi nie wydając prawie żadnego dźwięku i spojrzałem ostrożnie przez wizjer starając sie nie wydać żadnego hałasu. Przed drzwiami zobaczyłem Marie. Ulżyło mi, że nie zobaczyłem tam nikogo z moich oprawców, ale jednocześnie zacząłem się denerwować. Nie powinno jej tu być... Nie powinna się do mnie teraz zbliżać bo czeka ja niebezpieczeństwo. Otworzyłem drzwi i bez słowa wpuściłem ją do środka. Nie wydawała się być zaskoczona tym co zastała w środku.

-Wiem o wszystkim. Jaime przed chwilą do mnie dzwonił. - zaczęła. – Nieźle cię poturbowali kolego. – zaśmiała się wskazując na moją twarz.

Marie poznałem na jednej z imprez u Jaime. Była jedną z tych osób, których nie da się nie lubić. Zawsze uśmiechnięta i wygadana, pomimo tego, że miała dziwną przypadłość wpadania w tarapaty. Szybko złapaliśmy dobry kontakt i od tamtej pory przyjaźniliśmy się. Maria była jedyną stałą rzeczą w moim życiu w ostatnim czasie. Wiedziałem, że mogę na nią liczyć, ale w tej chwili nie chciałem, żeby tu była.

- Musisz stąd iść. - powiedziałem stanowczo.

-  Dzięki, za tak ciepłe przyjęcie. – zaśmiała się. - Mogę ci pomóc.

Spojrzałem na nią pytająco. Ta dziewczyna nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać.

- Znam pewnego gościa... – zamilkła na chwilę. - Spotykamy się od jakiegoś czasu. Siedzi trochę w transporcie aut i zna Diego. 

Patrzyłem na nią z zaciekawieniem wypisanym na twarzy, ale nie miałem pojęcia do czego zmierza.

- Diego ostatnio podpadł paru osobom. Traci grunt pod nogami, a ta sprawa z autem za którą cię ściga mocno mu namieszała i dlatego się tak wkurzył.

- I niby jak ta wiadomość ma mi pomóc, co? – burknąłem.

- Zamknij się i słuchaj. – rozkazała. – Ten mój znajomy zna ludzi… Szykuje się gruba sprawa. Mogą ci pomóc odegrać się na Diego.

Zaśmiałem się głośno. W sumie nawet nie wiem dlaczego, ale poziom zmęczenia i adrenalina, która zaczęła ze mnie schodzić sprawiła, że cała ta sytuacja wydała mi się absurdalna. Miałem nadzieję, że zaraz obudzę się z jakiegoś koszmaru i odzyskam swoje dawne życie, kiedy nie byłem zamieszany w mafijne  porachunki.

- Nie chcę na nikim się odgrywać Mario. – zacząłem. – Chce, żeby Diego dał mi po prostu spokój i tyle.

- Teraz już nie wykręcisz się tak po prostu. Albo z nim wygrasz i sprawisz, że skończy ten swój biznes, albo to ty będziesz zaraz wąchał kwiatki od spodu. – zawahała się. - Chodź, Mario czeka na dole w aucie. – rozejrzała się po splądrowanym mieszkaniu. – Tu i tak nie możesz zostać… No i przydałoby się, żeby ktoś spojrzał na tą twoją nogę. Nie wygląda za dobrze.

Nie miałem siły protestować, dlatego też wyszedłem za nią z mieszkania i wsiadłem do czarnego BMW mając nadzieję, że ta decyzja nie przysporzy mi więcej kłopotów.

 

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

IV