Wpatrywaliśmy się w siebie z Maríą i chociaż trwało to tylko parę sekund wydawało mi się jakby cały świat się zatrzymał, a ta krótka chwilą trwała wieczność. Cały czas czekałem na moment, w którym obudzę się w swoim łóżku i to wszystko okaże się tylko okropnym koszmarem. Nic takiego nie nadeszło i musiałem przyjąć do wiadomości, że zdradziła mnie moja najbliższa przyjaciółka - osoba, której ufałem najbardziej na świecie.
- Nie ruszaj się. - odezwała się w końcu, a jej głos nie brzmiał wcale tak jakby było jej przykro albo głupio.
- Bo co mi zrobisz? Zadzwonisz po Diego? - zaśmiałem się. - Jeśli masz jakieś resztki godności to pozwolisz mi odejść.
- Nie zapominaj, że za tymi drzwiami są chłopaki od Miguela. Nie masz szans, żeby stąd uciec... Zrobisz chociaż krok a ich zawołam, ale..., jeśli będziesz współpracował obiecuję, że nic ci się nie stanie.
Zaniemówiłem. María groziła mi patrząc prosto w oczy Nie wierzyłem jednak, że tak naprawdę pozwoliłaby zrobić mi krzywdę. Bez zawahania odwróciłem się i ruszyłem w kierunku drzwi wyjściowych. Nie chciałem wiedzieć, dlaczego to zrobiła, nie chciałem słuchać jej wyjaśnień i naprawdę nie chciałem dłużej oglądać jej twarzy, na której nie znalazłem ani cienia skruchy. Widocznie te parę lat znajomości nie były dla niej na tyle wystarczające i byłem dla niej nikim.
- Stój. - krzyknęła.
Obróciłem się i zobaczyłem w jej trzęsącej się ręce pistolet. Co ona wyprawia? Od tej chwili nie byłem już taki pewny czy Maria rzeczywiście nie byłaby w stanie mnie skrzywdzić. Miałem wrażenie, że tak naprawdę wcale nigdy jej nie znałem, a przez ten cały czas skrywała przede mną swoją prawdziwą twarz. Zrobiłem mały krok w tył, a ona od razu zareagowała strzelając w sufit.
- Powiedziałam, żebyś się nie ruszał. - krzyczała. - Mówiłam, że jeśli będziesz robił to co ci karze to nic ci się nie stanie, ale nie posłuchałeś. Teraz będziemy załatwiać sprawy inaczej.
Nie trzeba było długo czekać, aż banda Miguela wyjdzie zobaczyć co się dzieje i już chwile po strzale oddanym przez Maríę stała przede mną szajka młodych, wysportowanych chłopaków, których wcześniej widziałem przed domem.
- Co się dzieje Maria? - Miguel podbiegł do niej i złapał za rękę odciągając pistolet na dół.
- On wszystko wie. - odpowiedziała.
- María, uspokój się i oddaj ten pistolet. - wyglądał jakby się o nią martwił. Zamiast złości w jego oczach zobaczyłem troskę.
Coś mi tu nie pasowało. Dlaczego Miguel stopował Marie? Przecież to mu powinno bardziej zależeć na tym żebym dostał nauczkę. To przecież on współpracował z Diego i wciągnął w to Maríe. Chyba, że było jednak zupełnie inaczej i to był jej pomysł? Chciałem wierzyć, że było inaczej, ale ich zachowanie wskazywało na coś innego. Byłem zdezorientowany, ale nie miałem zbytnio czasu na rozmyślanie, bo dosłownie przed chwilą mierzono do mnie z pistoletu. Od nadmiaru wrażeń zaczęło kręcić mi się w głowie, a przed oczami pojawiła się mgła. W ciągu zaledwie 24 godzin wydarzyło się tyle, że mój organizm nie był w stanie przyswoić tak wielu informacji w ciągu jednej doby. Rany na moim ciele, brak snu i głód dawał we znaki. Nagle poczułem się bardzo słabo i chwile potem padłem jak kłoda na zimną posadzkę i zemdlałem. Ostatnie co pamiętam to twarz Marii mówiącej coś żywiołowo do Miguela. Kiedy obudziłem się następnego dnia rano w szpitalu dowiedziałem się, dlaczego Maria postąpiła tak a nie inaczej i pozwoliło mi to rozwiać wszystkie moje wątpliwości i kłębiące się w mojej głowie pytania.
Komentarze
Prześlij komentarz